Artyści i naukowcy dla Solidarności

Gdańska Galeria Fotografii MNG

Projekt 2006

Projekt od 2007


Strona główna

Kalendarium Projektu

Katalog Niepokora

Poszukujemy

Uczestnicy Projektu

Kontakt

Linki

Galeria

Fotografie opublikowane w Niepokorze

Fotografie pozostałe z archiwum Projektu

Grafika

Rozmowy, relacje

Teksty literackie

Kongres Kultury Polskiej, Warszawa 11-12 XII 1981

Dokumenty

Obiekty




Galeria » Rozmowy, relacje


Andrzej Baranowski

Ekopozycja. Polski Klub Ekologiczny

fragmenty rozmowy z Elżbietą Trybus, Gdańsk, listopad 2006

Polski Klub Ekologiczny powstał w 1980 roku w Krakowie; tam też mieściła się jego siedziba Zarządu Głównego. W związku z tym, że pojawiła się wówczas propozycja utworzenia na terenie kraju okręgów PKE, został powołany nasz, który ochrzciliśmy jako "wschodnio-pomorski" i ta nazwa obowiązuje do dziś. Czas ich powoływania przypadł na przełom 1980/1981. Działania te niewątpliwie związane były z Solidarnością, albowiem większość ludzi, którzy uczestniczyli w tworzeniu PKE, nie tylko w naszym regionie, była zdecydowanymi jej działaczami i sympatykami. Opozycyjny charakter Klubu wynikał chociażby z zakwestionowania tego, iż państwo kompletnie nie interesowało się stanem środowiska przyrodniczego kraju.
Nie mogę powiedzieć, abyśmy natrafili na jakieś ostre bariery ze strony władzy w chwili powoływania Klubu. Problem był innego rodzaju: w ciągu lata i jesieni zdążyliśmy się ukonstytuować, powołaliśmy zarząd, ja zostałem pierwszym prezesem, jednak nie zdążyliśmy się zarejestrować ze względu na ogłoszenie stanu wojennego. W związku z tym cała procedura rejestracyjna została przeprowadzona dopiero po jego zniesieniu, a więc po 22 lipca 1983 roku, i właśnie wtedy zaczęły się opory ze strony władzy. Od razu dopadł nas PRON (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego) – w nowym wydaniu Front Jedności Narodowej, który miał legitymizować władzę komunistyczną i przekonywać, że "wszystko jest cacy". Próbowali więc uzależnić naszą rejestrację od zgłoszenia do nich akcesu, czego kategorycznie odmówiliśmy, w związku z czym rejestracja nastąpiła dopiero na przełomie lat 1986/1987.

Z uwagi na stan zawieszenia, jaki trwał między 1981–1984, w środowisku gdańskim powstała inicjatywa, aby zacząć działać pod egidą kościoła. Wyodrębnił się wówczas i usamodzielnił, działając po dzień dzisiejszy, Franciszkański Ruch Ekologiczny, który skoncentrował się przy kościele św. Jakuba. Tam udostępniono nam pomieszczenia, gdzie mogliśmy się spotykać i organizować prelekcje, szczególnie po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Od początku zaangażowaną i bardzo aktywną postacią w tym ruchu był dr Jerzy Jaśkowski z Akademii Medycznej: prowadził rodzaj akcji uświadamiającej, korzystając bezpośrednio z ambony kościelnej. Poza tym przypadek Czarnobyla był doskonałym i potężnym argumentem w późniejszej kampanii przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu.
Było to jedno z najbardziej znaczących działań, jakie współorganizował Klub. Zaczęło się to jeszcze przed przełomem, to jest przed 4 czerwca 1989 roku, a kończyło już za rządów Mazowieckiego. W roku 1987, gdy rozpoczynaliśmy całą tę kampanię, zostałem zaproszony do Kopenhagi na spotkanie w duńskim parlamencie z panią Minister Ochrony Środowiska oraz z Ministrem Energetyki. W istocie był to efekt wcześniejszej współpracy, jaka rozpoczęła się jeszcze z duńskimi organizacjami proekologicznymi w latach 1980–1981. Mój przyjazd dla Duńczyków był poza tym jednoznacznie potraktowany, że jako przedstawiciel PKE, reprezentuję zarazem opozycję związaną zarówno z całą kampanią, jak i z Solidarnością. Po 1989 roku dowiedziałem się, że przez cały czas mego pobytu w Danii byłem dyskretnie pilotowany przez nich, ponieważ stale jeździli za mną faceci z UB, czego w ogóle nie byłem świadomy.
Dania, podobnie jak Polska, nie posiadała siłowni jądrowej i nigdy jej nie budowała, odrzucając koncepcję energetyki jądrowej w głosowaniu parlamentarnym. W związku z tym wydarzenia, jakie miały miejsce wówczas w kraju, nasza akcja, były dla nich bardzo istotne, tym bardziej że dotyczyły elektrowni jądrowej opartej na przestarzałych rosyjskich reaktorach. Wiedzieliśmy, że użycie ich w tamtym czasie, w takiej sytuacji gospodarczej Polski to kompletny nonsens. Czas zresztą to potwierdził, dowodząc, że sprywatyzowanie gospodarki i jej urynkowienie spowodowało bardzo drastyczne zmniejszenie zużycia energii. W związku z całą kampanią przeciw budowie elektrowni w Żarnowcu, Duńczycy spisali się fantastycznie: dostarczyli nam kilka powielaczy, książki oraz drukowane w języku duńskim i polskim kolorowe plakaty. Wszystko to przewieźli małym, rybackim kutrem Good Ship Anton, który kursował po cieśninach duńskich, propagującym proekologiczne zachowania wśród rybaków, aby nie przekraczać sum połowowych.

W okresie obrad okrągłego stołu PKE był zaproszony do tak zwanego podstolika ekologicznego po stronie solidarnościowej, gdzie odegrał dosyć istotną rolę. Osobiście w tym nie uczestniczyłem, byłem tu – na miejscu, gdzie na bieżąco przygotowywaliśmy materiały potrzebne do debaty. W protokołach okrągłego stołu, a konkretnie – tychże podstolików, powstał zasadniczy zarys proekologicznej polityki państwa, co potem zostało przejęte przez rząd Mazowieckiego.

Gdy ogłoszono stan wojenny i zawieszono działalność wszelkich pozarządowych organizacji i stowarzyszeń, jako PKE zrozumieliśmy, że nie jest to czas proekologicznych działań, że to czas zmagania o coś zupełnie innego. Z tego względu trzeba było ograniczyć lub zawiesić naszą działalność. Okres, w którym Klub powstawał, był mniej więcej tożsamy z tworzeniem się tej pierwszej Solidarności, co zadecydowało o tym, że wytworzyły się wówczas pewne sieci, związki ludzi, którzy zaczęli się sprawdzać, i którym można było zaufać. To było bardzo ważne, bo dzięki temu mogliśmy robić inne rzeczy, wykorzystując wiele wcześniejszych kontaktów. Ponieważ jestem architektem i umiem rysować, na swoiste zamówienie podziemia opracowywaliśmy ulotki nawołujące do bojkotu wyborów sejmowych. Na małych formatach rysowałem karykatury: Urbana w postaci świnki-skarbonki, do której wrzuca się karty do głosowania, Jaruzelskiego czy Dobraczyńskiego, który był zresztą szefem PRON-u. W tamtym czasie była nas trójka: ja, obecny prof. Kazimierz Nowosielski, u którego czasem się spotykaliśmy, i pan Wołodźko – ówczesny pracownik Wojewódzkiego Ochotniczego Pogotowia Wodnego. Ja zajmowałem się rysunkiem, Kazimierz opracowywał teksty, a pan Wołodźko je kolportował. To była nasza konspira, zabawna nierzadko: teksty, które pisał Kazimierz – poeta, literat – były pełne oburzenia, szczerze i wzniośle uzasadniały bojkot wyborów, po czym przychodził Wołodźko, prostolinijne chłopisko z Wileńszczyzny, i mówił wstrząśnięty: "Ależ panie Kaziu, to trzeba im ostro p……… jakoś tak!!!"
W tamtym czasie, po wprowadzeniu stanu wojennego, na Politechnice zorganizowaliśmy strajk okupacyjny. Zgłosiło się wówczas kilkaset osób. Odsiedzieliśmy tam jedną noc i kiedy zamierzaliśmy pozostać na kolejną, przyszła wiadomość, że właśnie wtedy zostaniemy spacyfikowani. Powstała więc gorąca debata w holu głównym, co robić: iść czy zostać? Tym bardziej że słyszeliśmy już o pacyfikacjach, jakie władza przeprowadziła w innych rejonach kraju. Stanęło na tym, by się rozejść, nawiasem mówiąc, apelował o to ówczesny szef uczelnianej Solidarności – Tadeusz Sukowski, chcąc oszczędzić nam możliwych do przewidzenia represji. Wydawałoby się zatem, że żadnych represji nie będzie, tymczasem jedynym represjonowanym był właśnie on. Pamiętam też, że w związku z przejściem do konspiracji podziemnej postanowiono zastąpić dotychczasowych oficjalnych działaczy w strukturach uczelnianej Solidarności (nie chcąc narażać ich na ryzyko łatwej wpadki) innymi, nieznanymi ludźmi. Przypadła mi rola zastąpienia naszego wydziałowego szefa, Krzysztofa Hueckla (obecnie architekt miejski Sopotu), i pełniłem skromną rolę wydziałowego pośrednika – skrzynki kontaktowej z podziemną strukturą Związku. Mam dzisiaj graniczące z pewnością poczucie, że skądinąd nieliczni partyjni pracownicy (tak zwana egzekutywa) o tym wiedzieli, jednak nikt nikomu niczego złego nie zrobił. Wszystko bowiem zależy od środowiska i stopnia napięcia, jakie w nim panuje… W 1989 roku miałem jeszcze okazję prowadzić wykłady z polityki ekorozwoju dla tak zwanego Komitetu Obywatelskiego, czyli przyszłych radnych z rekomendacji Solidarności.





Zastrzeżenie:
Wykorzystanie materiałów zamieszczonych na stronie www.artin.gda.pl wymaga zgody Muzeum Narodowego w Gdańsku Prawa autorskie do materiałów posiadają autorzy oraz Muzeum Narodowe w Gdańsku. Cytowanie materiałów wymaga podania źródła i autora użytego fragmentu.