Artyści i naukowcy dla Solidarności

Gdańska Galeria Fotografii MNG

Projekt 2006

Projekt od 2007


Strona główna

Kalendarium Projektu

Katalog Niepokora

Poszukujemy

Uczestnicy Projektu

Kontakt

Linki

Galeria

Fotografie opublikowane w Niepokorze

Fotografie pozostałe z archiwum Projektu

Grafika

Rozmowy, relacje

Teksty literackie

Kongres Kultury Polskiej, Warszawa 11-12 XII 1981

Dokumenty

Obiekty




Galeria » Rozmowy, relacje


Maciej Bieniasz

relacja, Katowice, październik 2006

Nie jestem rodowitym Ślązakiem. Trudno jednak opuścić ten przymiotnik, gdy większą część blisko siedemdziesięcioletniego życia związałem z Katowicami. I chociaż dzisiejsze centrum Górnego Śląska jest miastem przybyszów, choć nie istnieje kategoria Ślązaka z wyboru – czuję się tu u siebie, "w domu". W bogucickim szpitalu urodziły się nasze dzieci, na cmentarzu powyżej Katedry jest grób mojej żony, Małgorzaty. Zapewne w przyszłości także mój.
Historyczny paradoks sprawił, że znalazłem się w gronie założycieli Związku Górnośląskiego; pałki stróżów stanu wojennego zacierały granice lokalnej grupy krwi. Z czasem – jako tzw. plastyk ofiarowałem Związkowi godło, wzór pieczęci i sztandaru. Chyba też zatarł się pierwotny status "gorola"; w r.1998 spotkało mnie wymowne wyróżnienie: nagroda im. W. Konstantego.
Do Katowic przybyliśmy – z rodzinnego Krakowa - -pod koniec lat sześćdziesiątych. Małgorzata, wówczas asystentka na Wydziale Prawa U.J. należała do "pierwszego rzutu" pracowników zakładowej wówczas Filii krakowskiego Uniwersytetu, dziś samodzielnego już Uniwersytetu Śląskiego. A ja w 1974 roku przyjąłem propozycję pracy na Zamiejscowym Wydziale Grafiki Krakowskiej ASP, obecnie samodzielnej Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie do dzisiaj prowadzę pracownię malarstwa (zapewne rekomendowała mnie zawodowa aktywność tak indywidualna, jak i w ramach grupy WPROST, odnotowanej nawet przez p. Martę Fik w "Kulturze Polskiej po Jałcie 1944-1981").
Po rejestracji przez państwo ludowe NSZZ "Solidarność" wraz z licznymi pracownikami uczelni wstąpiłem do Związku w najbliższej "S" naszego regionu – w Jastrzębiu.
Nie byłem zwolennikiem strajków studenckich; tracony w ten sposób formacyjny czas był nie do nadrobienia. Nie był wart niedostrzegalnej niemal moralnej umowy zatrzymania pracy placówki peryferyjnej – choć elitarnej. By nie być źle zrozumianym przez młodzież na wspólnym zebraniu przedstawiliśmy stanowisko podobnie myślących pedagogów, publikując je pod wówczas popularną postacią listu otwartego. W zniekształconej formie kilka jego zdań zamieściła na czołowej stronie lokalna "Trybuna Robotnicza", organ komitetu wojewódzkiego PZPR. Zażądaliśmy sprostowania. Gdy odmówiono, uruchomiliśmy własne warsztaty poligraficzne, rozpoczynając jednocześnie strajk okupacyjny szkoły.
Ściany budynków Śródmieścia pokrywały wówczas kartki kratkowanych zeszytów szkolnych z nieudolnymi rysunkami papug przed aparatem radiowym czy telewizorem, z długimi rzędami wykrzykników po haśle "prasa kłamie". Teraz pojawiły się obok nich duże, profesjonalne plakaty. Pierwszy, opatrzony wyjaśnieniem "Tak wygląda prowokacja prasowa" zestawiał tekst naszego listu z informacją "Trybuny". Na drugim robol, pochylony nad słowami "kto komu?" demonstrował znany gest Kozakiewicza. Trzeci proponował nowy znak drogowy: zakaz wjazdu czołgów – na uczelnie (plakaty te z pewnością znajdują się w poważniejszych zbiorach muzealnych; pojedyncze egzemplarze chyba zachowałem i ja). Czwarty – z wizerunkiem Włodzimierza Iljicza – zdążyliśmy tuż przed drukiem zmyć z serigraficznych sit, gdy w TV zabrzmiały pierwsze tomy muzyki Chopina.
W niedzielę 13 grudnia zdążyliśmy też usunąć z budynku Akademii śpiwory, rozebrać ołtarz polowy. Dziekan wydziału, wówczas bodajże docent Andrzej S. Kowalski, oraz prodziekan adj. Tadeusz Czober zostali poprzedniej nocy aresztowani (co w polskich środowiskach uczelnianych stanowiło jednak wydarzenie nieczęste, jeśli nie wyjątkowe), inne osoby starały się unikać wezwań na przesłuchanie, nocując poza mieszkaniem. Sam wróciłem do rodziny dopiero na wigilię.
O tym, że znalazłem się – co prawda anonimowo – na pierwszej liście nagród kulturalnych podziemnej "Solidarności" dowiedziałem się w... dwadzieścia lat później, przeglądając obszerną bibliografię dorobku tzw. drugiego obiegu (J. Kandziora, Z. Szymańska "Bez cenzury1976-1989"IBL 1999, s.1-1156!) Listę Komitetu Kultury Niezależnej otwiera tam informacja: "za 1981 i 1982 nagr. m.in. anonimowy autor lub autorzy piosenki "Idą pancry na Wujek" (s.108), co zaowocowało spóźnioną, lecz ciekawą korespondencją z redaktorem opracowania, p. Jerzym Kandziorą. "Pancry" zrobiły zresztą swoistą karierę, stając się tytułowym pojęciem licznych wydań wierszy czy śpiewników (np. por. M. Jastrzębski "Materiały do bibliografii druków zwartych 1981-1988", s.111, 384, 385, jeszcze bez nazwiska autora), a nawet jednej z pierwszych kaset "Nowej’ (NK 005, 1983, "Idą pancry czyli śpiewane zza krat").
O drugiej nagrodzie, przyznanej w r.1987 za twórczość tym razem plastyczną, poinformowało mnie dwóch cywilnych funkcjonariuszy, życzliwie przestrzegających w oficjalnej rozmowie przed jej przyjęciem. Ale wówczas dotarła do mnie – i to bez większych opóźnień – piękna grafika Geta-Stankiewicza.
Gdy PRL zmieniła się w RP, obszerny zbiór druków bezdebitowych przekazałem katowickiej Bibliotece Śląskiej (podobnie postąpił red. Zdzisław Zwoźniak, zasłużony ojciec licznych nieoficjalnych publikacji), zatrzymując jedynie materiały bardziej osobiste, głównie tomiki poezji.
Po delegalizacji "Solidarności" przyszła kolej na rozliczenia z zapleczem opozycji: środowiskami naukowymi, intelektualnymi, twórczymi. W roku 1984 rozwiązano Związek Polskich Artystów Plastyków; zagrabione mienie – konta, domy pracy twórczej, warsztaty, wyposażanie lokali związkowych – w części przekazano "posłusznemu" następcy, SPAMIG’owi. W moim środowisku spowodowało to rozszerzenie się bezterminowego bojkotu oficjalnego ruchu wystawienniczego (Biura Wystaw Artystycznych), a w dalszej konsekwencji próby jego odbudowania w oparciu o instytucje kościelne.
Z wdzięcznością wspominam przyjęcie nas pod dach parafialnych obiektów, bez konieczności legitymowania się znakiem krzyża (co dodatkowo mogłoby podzielić środowisko). Ustalenie nowego modus vivendi niełatwe było dla obu stron. "Biskupem świata" został co prawda nasz charyzmatyczny metropolita Krakowa, człowiek teatru i poeta, którego słowa na temat wagi zagadnień kultury zabrzmiały tak ze stron encyklik, jak i na forum UNESCO. Wśród zmęczonych księży diecezjalnych zrobiło jednak wówczas karierę znamienne stwierdzenie: "Tydzień Kultury Chrześcijańskiej – i ani dnia więcej!"
W pierwszej połowie lat 80-tych na terenie mojej katowickiej diecezji powstało kilka ważnych inicjatyw. Z dwu naprzemiennych biennale – lokalnej "Wspólnoty", będącej próbą kontynuacji Wystaw Okręgowych ZPAP, oraz ogólnopolskiego biennale zostało zaniechane po normalizacji wewnętrznych stosunków i odtworzeniu Związku.
Przez wiele lat uczestniczyłem w wystawach zbiorowych "drugiego obiegu" na terenie całego kraju. Największą wystawę indywidualną – rysunku – zorganizowałem w 1985 roku w pawilonie nieukończonej jeszcze kaplicy poznańskiego kościoła o.o. Dominikanów (po której w prywatnym mieszkaniu czytałem swoje wiersze – ze zrozumiałych względów tylko indywidualnie zaproszonym gościom). Rok wcześniej w Muzeum Archidiecezjalnym w Warszawie ks. Andrzej Przekaziński zawiesił "Motywy religijne grupy WPROST" (wystawa uznana za stołeczny "pokaz roku").
Przy katowickim Muzeum Diecezjalnym – obecnie Archidiecezjalnym – powołana została galeria sztuki sakralnej "Fra Angelico" (funkcję jej kierowników pełnili kolejno księża Jerzy Mynor  i Henryk Pyka) działająca aktywnie po dziś dzień. Katowiczanin – i obecny profesor naszej uczelni – znany grafik Roman Kalazus, od początku wzajemnych kontaktów z Galerią projektował plakaty dla kolejnych wystaw; po latach powstała piękna kolekcja głownie czarno-białych druków (tylko takie "ubogie" środki mieliśmy do dyspozycji).
Każdej zimy pod muzeum KWK "Wujek" – mimo represji – pojawiały się znicze i kwiaty. Ustawiany tam krzyż również nigdy nie stał zbyt długo. Kiedy to już było możliwe, zawiązał się Społeczny Komitet Budowy Pomnika ku czci zabitych górników. Zostałem wówczas poproszony o przyjęcie funkcji  nieformalnego konsultanta Komitetu, gdyż pomimo postępującej społecznej "odwilży" zaufanie między środowiskami było wciąż dosyć ograniczone.
W Rzeczypospolitej ....wpiąłem w klapę znaczek "S". Mimo znanych nam wszystkim wiraży życia politycznego bardzo długo próbowałem...nie zniechęcać się. W końcu jednak wziął górę – przed paru laty zgłosiłem rezygnację z członkostwa Związku. Chyba dlatego, że zbyt dobrze to pamiętałem: kiedyś należałem do prawdziwej Solidarności.





Zastrzeżenie:
Wykorzystanie materiałów zamieszczonych na stronie www.artin.gda.pl wymaga zgody Muzeum Narodowego w Gdańsku Prawa autorskie do materiałów posiadają autorzy oraz Muzeum Narodowe w Gdańsku. Cytowanie materiałów wymaga podania źródła i autora użytego fragmentu.