Artyści i naukowcy dla Solidarności

Gdańska Galeria Fotografii MNG

Projekt 2006

Projekt od 2007


Strona główna

Kalendarium Projektu

Katalog Niepokora

Poszukujemy

Uczestnicy Projektu

Kontakt

Linki

Galeria

Fotografie opublikowane w Niepokorze

Fotografie pozostałe z archiwum Projektu

Grafika

Rozmowy, relacje

Teksty literackie

Kongres Kultury Polskiej, Warszawa 11-12 XII 1981

Dokumenty

Obiekty




Galeria » Rozmowy, relacje


Henryk Jarmołowicz

Moja skromna działalność...

fragmenty wspomnień, Gorzów Wielkopolski, sierpień 2006

Szeregowym członkiem Związku NSZZ "Solidarność" byłem od samego początku jego utworzenia i w tym czasie oprócz entuzjazmu niczym się nie wyróżniłem dla tej idei. Wprowadzenie stanu wojennego w 1981 odbiło się niekorzystnie na mojej psychice i bardzo boleśnie przeżywałem zaistniałą w tamtym czasie sytuację.
W tamtym okresie byłem jeszcze czynnym członkiem Gorzowskiego Towarzystwa Fotograficznego i w związku z tym byłem od czasu do czasu wykorzystywany do wykonywania diapozytywów używanych w sitodruku. Pracowałem w dużym zakładzie przemysłowym tj. w ZWCH "Stilon" – stąd znałem wiele osób i różne środowiska w mieście. Na moją postawę wpłynął również fakt, iż wiedziałem z autopsji co to jest komunizm w istniejącym wydaniu, bo w czasie wojny byłem na zesłaniu aż pięć lat w Ałtajskim Kraju.
W 1987 Kazimierz Modzelan, (...) (miał w naszym regionie najdłuższy okres internowania i był członkiem władz NSZZ "Solidarność"), zorganizował w 1987 r. zakonspirowaną drukarnię sitodrukiem. Do współpracy przy drukowaniu wciągnął moją skromną osobę, bo mnie osobiście znał i z zakładu pracy, i z grania w szachy. Lokal znajdował się przy ul. Łazienki na drugim piętrze w nowym budownictwie, a były tam dwa pokoiki, kuchenka i malutka łazienka oczywiście z wanną bardzo użyteczną. Lokal zdobyto w ten sposób, że ZWCH "Stilon" pozyskując zawodnika do drużyny szachowej Steczkowskiego zapewniły mu mieszkanie. Była to I liga, więc zakład utrzymywał i opłacał cały lokal.
Steczkowski, szachista z górnej półki, jak tylko nadarzyła się okazja zrejterował nie tylko z Gorzowa Wielkopolskiego, ale i z Polski. Z kraju wyjeżdżał oczywiście z niewiastą i niby tymczasowo, więc niewiasta towarzysząca szachiście nie zapłaciła cła od jakiegoś owinięcia futrzanego szyi – może to był jakiś lis, bo na granicy zaznaczono, że miało to wrócić z powrotem w jakimś terminie do kraju, a że powrót nie nastąpił miało to brzemienne skutki dla drukarni.
Pewnego przeciętnego dnia zjawił się smętny pan i zadzwonił do drzwi, a w wyżej wymienionym lokalu całkiem przypadkowo znajdował się Kazik Modzelan, weteran z internowania, i widząc przez judasza jakąś natarczywą osobę oczywiście nie tracąc tzw. zimnej krwi ściągnął koszulę i podkoszulkę, otworzył drzwi i stanął na samym progu sugerując niedwuznaczną sytuację. Podczas rozmowy zmiękczył natarczywego osobnika, który straszył egzekucją komorniczą obiecując zjawić się w jak najkrótszym czasie w jego lokalu biurowym w celu spłaty cła za jakiegoś futrzaka i rozwiązania problemu.
Żeby nie było wpadki, w biały dzień, pilnując czy nikt nie idzie po schodach, wynosiliśmy dużo różnych materiałów do piwnicy przez wiele godzin – czyli wszystko co mogło świadczyć o istnieniu drukarni i wszystko co mogło nam się przydać.
Drugim torem załatwiania była sprawa w urzędach. Oczywiście zapłacono za tego futrzaka – nie całą kwotę od razu, ale "wylamentowano" w ratach dla bezpieczeństwa. Następnie, gdy afera futrzaka przycichła trzeba było cały majdan zataszczyć na stare śmieci znów ryzykując dekonspiracją.
Drukowanie "Feniksa" rozpoczynaliśmy od wielkości strony A4, a po jakimś czasie zmniejszyliśmy format druku o połowę. Emulsję światłoczułą początkowo wykonywano z dwuchromianu potasu + żelatyna, ale trwałość tej emulsji była bardzo mała – w naszych warunkach i przy naszej technologii pracy wystarczała maksymalnie do zadrukowania 500 stron. Nasz docelowy nakład drukowanych egzemplarzy miał po jakimś już dopracowaniu technologii nakład 5000 sztuk.
Farba używana do druku wykonana była na bazie enerdowskiego kleju do tapet "pelasal" i czarnej sadzy w paście z dodatkiem oleju jadalnego. Tak wykonana farba miała sporo wad, a mianowicie zgromadzona w ramce drukarskiej i pociągana podczas drukowania raklem zbijała się po pewnym czasie w gęstą maź – tworzyło się zjawisko jak ubijanie śmietany w celu uzyskania masła. (…)
W celach bezpieczeństwa druki i negatywy po wykonaniu diapozytywów nikłem na drobne kawałeczki i spłukiwałem w kanalizacji, a dobrze to szło, bo mieszkałem na 9 piętrze. Przy takiej technologii drukowania nieraz było dość dużo odpadów papieru i trzeba było się tego pozbywać, a w śmietnikach mógł nas ktoś namierzyć więc w workach plastykowych wynosiliśmy na brzeg rzeki Warty i wrzucaliśmy w jej nurt. (…)
Oprócz wcześniej opisanego (...) zdarzenia mogącego zdekonspirować lokal były i inne – choćby kapanie niezauważone przez nas wody i przeciek do sąsiada piętro niżej (kolega jakoś to załagodził).
Było również zdarzenie jak drukowaliśmy kalendarz roczny "Feniksa" i wracałem do domu tramwajem, a na całym tyle miałem odbity kalendarz. Musiałem chyba gdzieś na świeży druk usiąść, a farba była śmierdząca i "zachodnia".
Papier do druku był załatwiany z zakładu papierniczego z Kostrzyna. Maszynopisy przeważnie dostarczał mi Modzelan, ale wielokrotnie i osobiście chodziłem pod wskazany adres, odbierałem maszynopisy i chowałem za pazuchę. (…)
Wydrukowane egzemplarze "Feniksa" pakowaliśmy do walizek i przekazywaliśmy umówionym osobom o umówionej porze już szarówką, koło wiaduktu nad rzeką Wartą. Za moją namową Kazik zorganizował spotkania chyba dwa, a pamięta się przeważnie wszystko pierwszy raz, bo potem wszystko zaczyna powszednieć i człowiek już przywiązuje mniejszą uwagę. W Poznaniu spotkaliśmy się z inną grupą w celu wymiany doświadczeń przy produkcji bibuły sitodrukowej. Spotkanie odbyło się w tzw. "wieżowcu" na parterze (...) w lokalu pozyskanym po osobach co przebywały za granicą. Ta grupa do drukowania swojej bibuły wytwarzała farbę na bazie mąki drukarskiej i czarny barwnik, chyba taki jak my. Dokonaliśmy parę wymian informacji. Otrzymaliśmy ponadto formaldehyd w oryginalnej butelce i pasek gumy do dwóch ostrych rakli co jeszcze się u mnie znajduje. (…)
Po zmianach ustrojowych w Polsce trzeba było zlikwidować drukarnię i opuścić zajmowany lokal, więc zabrałem pokaźny majdan do swojego niewykończonego domu, bo się budowałem i miałem dużo miejsca. Zapas papieru zabrał do firmy "Habud" (dwa parkingi) Kazimierz Modzelan. Wziął również aparat fotograficzny "Pentagon" – powiedział że odkupił od NSZZ "Solidarność". U mnie oprócz ramek, sit, rakli, starej chemii znajdują się lampy do stołu do reprodukcji, oraz powiększalnik "Magnifaks", ale wymieniono mi go za "Opemusa", bo był większy potrzebny obrazek. (…)





Zastrzeżenie:
Wykorzystanie materiałów zamieszczonych na stronie www.artin.gda.pl wymaga zgody Muzeum Narodowego w Gdańsku Prawa autorskie do materiałów posiadają autorzy oraz Muzeum Narodowe w Gdańsku. Cytowanie materiałów wymaga podania źródła i autora użytego fragmentu.