Władysław Knap
Tempo nie do powtórzenia fragment rozmowy z Katarzyną Goc i Stefanem Figlarowiczem, Gdańsk, wrzesień 2006
Pomnik szkodliwy dla otoczenia Kiedy na MKS-ie stanęła sprawa budowy Pomnika, nikt nie miał konkretnego pomysłu. Bogdan Pietruszka wraz z Wiesławem Szyślakiem przedstawił wstępną koncepcję czterech krzyży. Wygrał w konkursie zespół w składzie: Elżbieta Szczodrowska, Robert Pepliński, Bogdan Pietruszka i Wiesław Szyślak. Małą architekturę wokół Pomnika robił Szczepan Baum i Wojciech Mokwiński. W Grudniowych wdowach [Zbigniew Branach, Grudniowe wdowy czekają, Wyd. Europa, Wrocław 1990] można przeczytać, ile się z nimi kłóciłem, żarłem. To nie jest tylko tak, że jest zawsze miło i sympatycznie. Było szaleńcze tempo nie do powtórzenia. Siedmiuset inżynierów brało się za kilofy i rozbierało bruk jezdni. Innym razem architekci, sama arystokracja wśród inżynierów, własnoręcznie urabiali glinę rzeźbiarzom. Szczodrowska rozpłakała się po spięciu ze mną. W tej sytuacji nie można było nawalić. Jak pracujemy, to pracujemy. – Takie to były czasy. Wcześniej, w miejscu Pomnika znajdowała się pętla tramwajowa, wytwarzająca promieniowanie elektromagnetyczne szkodliwe dla otoczenia. Pętlę zlikwidowaliśmy, ale problem promieniowania pozostał. Było to inspirowane przez komuchów, żeby nas utrącić. Zrobiliśmy wtedy odpowiednie badania. Zaświadczenie zachowało się w dokumentacji Społecznego Komitetu Budowy Pomnika. Pierwsze spotkania odbywały się w Energopolu. 10 października 1980 poszedłem na zebranie. Wszyscy gadają, gadają, i tak dalej… Ja im: "Panowie, odniosłem wrażenie, że byłem na zebraniu PPR. Rozszyfruję ten skrót – Popizdili, Popizdili i Rozeszlisia. I nie będzie Pomnika. Proszę panów, mam uzgodnione z dyrekcją Stoczni – Gniechem i szefem biura, że spotkania będą odbywały się dwa razy w tygodniu o godzinie dziewiątej w Biurze na terenie Stoczni w pokoju nr 14 i tam zapraszam wszystkich, którzy chcą robić Pomnik, a nie gadają". Kup blachę! Jaką? – Grubość, powierzchnia, ilość, tonaż, gatunek? Stworzył się problem. Trzeba wiedzieć jaką blachę? Pamiętajcie Państwo, że Pomnik ma konstrukcję z osiemnastek, szesnastek i ósemki na samej górze ze względów wytrzymałościowych. Zaczęły się spory konstrukcyjne. Wszyscy wszystko robili, ale nie było spójności. Stocznia Gdańska miała być inwestorem zastępczym. Dyrektorze, Pomnik musi być! (…) W międzyczasie powstał Społeczny Komitet Budowy Pomnika. Powołaliśmy się sami, Lenarciak został przewodniczącym. Na początku nie było księgowej. Odbywało się to tak, że ktoś przychodził, rzucał pieniądze na stół, ktoś liczył. 23 sierpnia zatwierdzono koncepcję. Jeszcze wtedy nie byłem członkiem Komitetu. Przyszedł Lech Wałęsa, jeszcze w czasie strajku: "A który to pan Knap?". Poszliśmy do Gniecha [dyrektora Stoczni], który powiedział: "Knap, ty masz głowę i chuj, to kombinuj! Nic mnie więcej nie obchodzi!". Dał mi wolny glejt do budowy Pomnika. Wszystko było za wiedzą szefa. Działała grupa ludzi, która chciała coś robić. Pomnik budowali wszyscy, na spotkania realizacyjne przychodzili wykonawcy. Ustaliliśmy kilka grup. Kierowałem działem zaopatrzenia. Pamiętam, jak dwadzieścia osiem wagonów zamówionej stali z huty zostało zatrzymane pod Miłobądzem. Przez dwa dni nie wiedziałem, gdzie zginęły po drodze. Wsady do tych blach były kupowane za przydziałowe dewizy. Manderla jako sekretarz organizował spotkania, formalne sprawy. Dokumentację – nie tylko architektoniczną, ale i kanalizacyjną, gazową, burzową załatwiał Wiesiek [Szyślak]. (…) Wielu członków Komitetu było (…) aresztowanych. Przesiedzieli trochę. Mnie, kiedy byłem aresztowany, zaproponowano, żebym oddał dokumentację rysunkową pomnika. "Pomnik się rozbierze i nie będzie problemu". Odpowiedziałem: "Panowie, nie zrobicie tego, bo to nie jest możliwe. Pamiętajcie, że przez całą ulicę Jana z Kolna jest przeprowadzony rurociąg, ma sączki zabezpieczające, jak zaczniecie majstrować, to wszystko wysadzicie w powietrze. Nie radzę!".
Akumulator Hanuszkiewicza Byłem w zespole, który pojechał do Warszawy, żeby zaprosić Jaruzelskiego, Jabłońskiego i wszystkich innych na uroczystości 16 grudnia 1981 roku. Naszym sprzymierzeńcem był – mocno zaangażowany – Adam Hanuszkiewicz, ówczesny dyrektor Teatru Narodowego. Przygotował ze swoim zespołem inscenizację najważniejszych wydarzeń narodu polskiego. Byłem na tym spektaklu. Muzykę skomponował Czesław Niemen Wydrzycki. Kiedy wyszliśmy z Teatru, nie mogliśmy odpalić naszego samochodu. Okazało się, że ZOMO wymontowało akumulator. Hanuszkiewicz wyjął swój i dał nam, więc mogliśmy wrócić do Gdańska. Ten spektakl miał być pokazany w Gdańsku. Dekoracje były już zapakowane do wagonów. 13 grudnia wprowadzono stan wojenny i przedstawienie się nie odbyło.
Nieznane okoliczności Byłem aresztowany pod zarzutem druku ulotek i literatury. Nawet nie wiem do końca, czy pod takim. Podano powód, że to była defraudacja papieru, który dostaliśmy od Finów na album, około osiemset kilogramów. A oni mnie oskarżyli, że ten papier przeznaczyłem na ulotki. Dostałem cztery lata, amnestia zmniejszyła do dwóch, wyszedłem po trzech miesiącach ze względu na stan zdrowia. W Stoczni miały odbyć się wybory do Rady Pracowniczej. Byłem kierownikiem Działu Przygotowania Technicznego i Koordynacji wyposażonego w maszyny do powielania, drukowania, oprawiania. Miałem do nich dostęp. Jeden z kierowników Działu Konstrukcyjnego znalazł ulotki nawołujące do bojkotu wyborów i zameldował, że niby ja te ulotki zrobiłem i wyłożyłem. Zaniósł je do komitetu partii, tam poinformowali o tym Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych. Była rewizja. Znaleziono książki wydawane przez Komitet Budowy Pomnika. Robiliśmy reprinty z już wydanych rzeczy, powielone na ksero i oprawione. Nie do sprzedawania, tylko do rozprowadzania, żeby ludzie wiedzieli. Czasem było to dziesięć–dwadzieścia, czasem trzydzieści egzemplarzy. I to było bólem komunistów, że takie publikacje się pojawiały. W rewizji wszystko przepadło, zostało tylko kilka zawieruszonych egzemplarzy. Ta działalność wydawnicza trwała do września 1985 roku, do czasu aresztowania. Nigdy do tej pory nie ujawniałem, że zajmowałem się taką działalnością. Przepadła też lista dziewięćdziesięciu ośmiu osób zamordowanych podczas stanu wojennego. Robiłem ją, opierając się na komunikatach z kraju. W nieznanych okolicznościach zginęła moja matka. Mając chore kolana, nie opuszczała sama domu. Znaleziono ją w krzakach na ulicy. Nie wypuścili mnie z aresztu na przepustkę. Na Okopowej powiadomiono mnie, że zmarła. Zadano mi pytanie, czy jestem gotowy do uczestniczenia w pogrzebie. I byłem przekonany, że pojadę. Zabrali mnie do jednego szpitala zrobić EKG, potem do drugiego – też na EKG. Panowie, ja jestem zdrowy! Wozili mnie naokoło cmentarza. Było dużo ludzi, matki nie znali, ale przyszli, bo byli przekonani, że ja tam będę. Ci, którzy brali udział w pogrzebie, byli represjonowani, zwolnieni nawet z pracy. Po tym wożeniu, kiedy wracałem na Kurkową, zapytałem: "Co robicie, przecież ja miałem być na pogrzebie?". Za ogrodzeniem więzienia biegały psy. Wypuścili je. Rzuciły się na mnie, podrapały, pogryzły. I to była ich celowa robota, upodlenie człowieka do ostatnich granic. (…)
|