Artyści i naukowcy dla Solidarności

Gdańska Galeria Fotografii MNG

Projekt 2006

Projekt od 2007


Strona główna

Kalendarium Projektu

Katalog Niepokora

Poszukujemy

Uczestnicy Projektu

Kontakt

Linki

Galeria

Fotografie opublikowane w Niepokorze

Fotografie pozostałe z archiwum Projektu

Grafika

Rozmowy, relacje

Teksty literackie

Kongres Kultury Polskiej, Warszawa 11-12 XII 1981

Dokumenty

Obiekty




Galeria » Rozmowy, relacje


Kazimierz Nowosielski

Przestrzeń wolności 
fragmenty rozmowy z Elżbietą Trybus, Gdańsk, wrzesień 2006

Wiązania
Krąg Literacki Wiązania to była inicjatywa, która zrodziła się w Duszpasterstwie Akademickim oo. dominikanów przy kościele św. Mikołaja w Gdańsku. Powołali go gromadzący się tam studenci, poeta Zbigniew Jankowski i ja. Wiązania powstały na długo przed sierpniem 1980 roku, a zatem Solidarność i stan wojenny zastał nas już jakoś przygotowanych do odpowiedzi na skutki skumulowanej przemocy, którą przygotował Jaruzelski i jego ekipa. (…)
Gdy przyszedł stan wojenny, mieliśmy już pewne rozeznanie, co kto może dać drugiemu człowiekowi, czego od życia oczekuje. Na tym można było budować prawdziwą, praktyczną wspólnotę. Przede wszystkim trzeba było pomagać represjonowanym ludziom. Postanowiliśmy też "wiązać" porozbijane środowiska twórcze.
Wspomniany Krąg był inicjatorem oraz organizatorem ogólnopolskich konferencji literacko-naukowych, na które zjeżdżali się ludzie z całej Polski. Pierwsza odbyła się w kwietniu 1981 roku i była poświęcona językowi Kościoła i językowi w Kościele. (…) Kolejne sympozja odbyły się pod następującymi hasłami: "Wezwanie do obecności" (listopad 1984), "Sztuka i sumienie" (grudzień 1986), "Patroni naszych nagród: Mikołaj Sęp-Szarzyński i Anna Kamieńska" (październik 1988).
Ustanowiona wówczas Nagroda im. Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego była wyróżnieniem w dziedzinie poezji. Bardzo ją ceniono w środowisku artystycznym, tym bardziej że uzyskała ogólnopolski prestiż. Co dwa lata przyznawało ją gdańskie Duszpasterstwo Środowisk Twórczych oraz dominikański miesięcznik "W drodze". (…) Wśród laureatów znaleźli się tacy poeci, jak Jan Twardowski, Anna Kamieńska, Zbigniew Jankowski, Roman Brandst, Wisława Szymborska i wspomniany wcześniej Zbigniew Herbert. Uznanie, jakim cieszyła się ta nagroda, powodowane było również tym, iż w jury zasiadali między innymi tak znakomici pisarze i eseiści jak: Zygmunt Kubiak, Jacek Łukasiewicz, Zbigniew Żakiewicz czy prof. Małgorzata Czermińska. Być zauważonym przez takie postaci, stawało się prawdziwym zaszczytem. Laureatowi przyznawaliśmy skromną gratyfikację finansową i dyplom – grafikę. Herbert, pamiętam, otrzymał piękną ceramiczną rzeźbę Ryszarda Stryjca i obraz Jerzego Puciaty. Ta rzeźba zresztą, jako anonimowa praca, trafiła na okładkę poświęconej Herbertowi książki pióra Jacka Łukasiewicza.
Po śmierci Anny Kamieńskiej zaczęliśmy też przyznawać medal jej imienia osobom szczególnie zasłużonym w łączeniu porozbijanych środowisk twórczych i naukowych. Autorem projektu medalu był Łukasz Rogiński Otrzymali go: Zofia Małynicz, Halina Winiarska, Halina Słojewska, Jerzy Kiszkis, Alina Ronczewska-Afanasjew, Jan Góra, Bogusław Kierc, Danuta Michałowska, Jan Lebenstein, Ludmiła Marjańska, Maja Komorowska, Jerzy Nowosielski, Krzysztof Zanussi, Zygmunt Kubiak, ks. Wacław Hryniewicz, Nina Smolarz i Janusz Bogucki. Te osoby były światłem w mrokach tamtego okresu. Uroczystość wręczania medalu stawała się świętem dla całego środowiska, które mogło czerpać z ich doświadczeń niezbędną energię w walce z komunistyczną opresją.
Warto też wspomnieć, że licznie skupieni u oo. dominikanów literaci, poeci, naukowcy i dziennikarze mieli tam swoją gazetę gablotkową. Nazywała się "Skarbczyk". Pojawiła się już na samym początku stanu wojennego i z dnia na dzień informowała o osobach internowanych, przechwyconych przez SB lub uwięzionych. Gazetę redagowali między innymi Alicja Balińska, Tadeusz Knade, Henryka Dobosz.

Dwie kartki
Kilkanaście dni byłem w środku sierpniowych wydarzeń, dane mi było przebywać na terenie strajkującej stoczni gdańskiej. Dzięki wstawiennictwu mego kolegi Jana Samsonowicza – działacza Wolnych Związków Zawodowych – udało mi się uzyskać stałą przepustkę podpisaną przez Lecha Wałęsę. Robiłem bardzo szczegółowe notatki. Po zakończe­niu strajku władza postanowiła wytłumaczyć się społeczeństwu ze stoczniowych wydarzeń i zorganizowała spotkanie z reprezentantami środowisk twórczych w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki. Władze reprezentował wówczas pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR – Tadeusz Fiszbach oraz wojewoda gdański – Jerzy Kołodziejski. W pewnym momencie, wyczuwszy, że władza ma poczucie graniczności tego sierpniowego doświadczenia, wstałem i powiedziałem, że musimy jakoś udokumentować to, co się stało. Powołano wówczas komitet redakcyjny, który jakby afiliował się do redakcji ówczesnego kwartalnika "Punkt". Dzięki naszej pracy wydano słynny dwunasty numer zwany "strajkowym", który podobno przetłumaczono na kilka języków. Zostałem włączony do zespołu redakcyjnego jako inicjator tego przedsię­wzięcia. W dwunastym numerze "Punktu" ukazał się między innymi mój esej o ideach, które przenikały ten strajk: o pierwszej – romantycznej, idei wolności za ojczyznę, Europę, świat oraz drugiej – religijnej. Odnosiły się one do dwóch karteczek. Ktoś je przypiął pinezkami do drzewca krzyża, który wkopano w miejscu, gdzie w grudniu 1970 roku za­strzelono wychodzących ze stoczni robotników. Na jednej ktoś na maszynie napi­sał frag­ment wiersza Byrona: "Walka o wolność, gdy się raz zaczyna,/ dziedzictwem z ojca przechodzi na syna. / Sto razy wrogów łamana plagą, / skończy zwycięstwem". Na drugiej karteczce, również anonimowej, napisano odręcznie fragment pieśni kościelnej: "(…) słuchaj Jezu jak cię błaga lud, słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud (…)"

"Punkty Mówione"
Inicjatorami "Punktów Mówionych" byli Paweł Huelle oraz Stanisław Esden-Tempski. Pierwszy numer ukazał się w październiku 1986, ostatni zaś w listopadzie 1988 roku; było więc osiemnaście odsłon tego przedsięwzięcia. (…) "Punkty Mówione" prezentowano na tak zwanej Górce, w długiej sali przyklasztornego strychu, gdzie pod spadzistym dachem, przy biurku zajmowali miejsce redaktorzy prowadzący "spektakl" oraz goście. Na krzesłach, a nierzadko też i na schodach, z racji popularności spotkań, gromadziła się publiczność. Cały "spektakl" otwierał redaktor prowadzący: po słowie wstępnym przedstawiał spis treści, a następnie wywoływał kolejnych autorów. Każdy numer otwierała tak zwana okładka, która odróżniała to gdańskie "mówione pismo" od krakowskiego "NaGłos", na którym w pewnym sensie wzorowała się nasza inicjatywa. Okładki były prezentacją artystów, którzy przynosili swoje dzieła. Te ostatnie omawiano przez zaproszonych krytyków. Oprócz artystów z naszego środowiska, jak na przykład Jacek Mydlarski, Wilga Badowska, Hanna Książek, Andrzej Taranek, Wiesław Matuszek, prezentowaliśmy także twórców z Krakowa, by wymienić Jacka Walusiaka, bardzo ciekawego młodego autora grafik. (…)
Moje zaangażowanie na rzecz środowiska plastycznego wyraziło się w pełni wówczas, gdy powstała Galeria św. Jacka. Każdej wystawie towarzyszył folderek, w którym omawialiśmy prezentowane prace plastyczne oraz dorobek artystyczny ich autorów. Do grona omawianych przeze mnie w "Punktach Mówionych" artystów należała między innymi Krystyna Filipska-Frejer ze swoją rzeźbą "Androgyne" czy pochodzący z Krakowa Jerzy Panek, autor akwareli, który nie tylko w Polsce zasłynął ze swych przewspaniałych drzeworytów.
Prezentacje plastyki, poezji czy prozy były związane ze stałym działem recenzji artystycznych, gdzie krytycy "pastwili się" nad autorami rozmaitych dzieł. Szczególnie ostro, pamiętam, potraktowane zostały literackie "podpory" stanu wojennego: Kazimierz Koźniewski i Roman Bratny. Generalnie jednak, jeśli ktoś występował lub zechciał zaprezentować czyjeś prace, to robił to w sposób świadomy, z przekonaniem, że zarówno artysta, jak i jego dzieła są godni zaistnienia w tym gronie.
Wydaje mi się jednak, że "hitem" każdego numeru był wywiad ze znaną postacią, który przeprowadzali wyrzuceni z pracy gdańscy dziennikarze. Pamiętam, że szczególnie interesujące były rozmowy z Lechem Wałęsą, Aleksandrem Hallem, Donaldem Tuskiem czy Józefem Bożyszkowskim, który prezentował wówczas sytuację Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i samych Kaszubów w czasie stanu wojennego. Gościliśmy również działacza polonijnego, hrabiego Jana Platera.
Jak zawsze licznie byli prezentowani poeci i pisarze. Gościliśmy: Hannę Krall, prozaika Piotra Szewca, poetę i krytyka literackiego Jacka Łukasiewicza, poetów: Aleksandra Rozenfelda, Ryszarda Krynickiego, Kazimierza Biculewicza, Tomasza Soldenhoffa, Teresę Ferenc, Aleksandra Jurewicza, Bożenę Ptak, Stanisława Dąbrowskiego, prozaików: Zbigniewa Gacha Zbigniewa Żakiewicza, poetę i prozaika ze Stanów Zjednoczonych – Garego Gildnera, którego prezentowała i którego teksty tłumaczyła Anna Mydlarska.
Mieliśmy też osobny dział zatytułowany "Debiuty", w którym prezentowaliśmy tych, którzy dopiero wchodzili w literackie szranki. Poeci czytali swoje wiersze, prozaicy – fragmenty powieści. Do stałej rubryki "Punktów Mówionych" należał również Dział Tłumaczeń oraz Przegląd Prasy Zagranicznej, który przedstawiała Anna Mydlarska. Odczytywano też "Listy do redakcji" przekazywane w postaci karteczek, które były spontanicznymi odpowiedziami na aktualnie zaistniałą sytuację. Naszymi autorami byli także dziennikarze: Tadeusz Skutnik, który z pasją i swadą prezentował swój stały felieton, Henryka Dobosz, Grzegorz Kurkiewicz oraz historycy i krytycy literatury: Stanisław Rosiek, Kwiryna Zięba, Ewa Graczyk, Ewa Nawrocka, Marek Adamiec. Do prowadzonych dyskusji mogła się włączać publiczność, z czego skwapliwie, jak się później okazało, korzystali przybywający na "Punkty Mówione" pracownicy SB. Ich działalność była stosunkowo dyskretna, choć spotykaliśmy się też z przejawami jawnej inwigilacji; zdarzało się, że byliśmy obserwowani i fotografowani z okien Hali Targowej, która przylega do kościoła oo. dominikanów. Pamiętam, że w trakcie jednego ze spotkań ktoś rozpoznał osobę starająca się nagrać całą prezentację. Studenci zareagowali natychmiast, jednak ich starania, by wyprowadzić intruza, zostały powstrzymane przez o. Sławomira Słomę, który oświadczył, że "nie mamy tu nic do ukrycia; robimy tylko to, co nam się z racji prawa naturalnego należy". Ojciec Sławomir był zresztą tym, który czuwał nad duchową aurą całego przedsięwzięcia; to on decydował, kiedy zamknąć okładkę, czyli skończyć kolejny "spektakl", który czasami ciągnął się długo w noc. Niezwykle szanowaliśmy go i wiedzieliśmy, że pewnych granic tu nie można przekroczyć.
Jestem przekonany, i stale to w sobie podtrzymuję, że wykonaliśmy naprawdę dobrą pracę: pomogliśmy ludziom – to najważniejsze, bo w ten sposób mogliśmy pomóc także sami sobie.
Pomagaliśmy zarówno w wymiarze duchowym, jak i materialnym: organizowaliśmy zbiórki pieniędzy i rozmaitych dóbr materialnych dla osób poranionych, poszkodowanych przez stan wojenny. A było ich sporo: w samym tylko środowisku dziennikarskim były dziesiątki osób zwolnionych z pracy i aresztowanych. Poza tym odkrywało się wspaniałych ludzi – to jest cenny dar tamtego czasu; widziałem takich, którzy przewspaniale się nawracali. Poznawałem też osoby, które pomagając innym, wyzwalały z siebie takie pokłady dobra, których być może nigdy by w sobie nie rozpoznali, gdyby nie tamten czas. (…)





Zastrzeżenie:
Wykorzystanie materiałów zamieszczonych na stronie www.artin.gda.pl wymaga zgody Muzeum Narodowego w Gdańsku Prawa autorskie do materiałów posiadają autorzy oraz Muzeum Narodowe w Gdańsku. Cytowanie materiałów wymaga podania źródła i autora użytego fragmentu.