Artyści i naukowcy dla Solidarności

Gdańska Galeria Fotografii MNG

Projekt 2006

Projekt od 2007


Strona główna

Kalendarium Projektu

Katalog Niepokora

Poszukujemy

Uczestnicy Projektu

Kontakt

Linki

Galeria

Fotografie opublikowane w Niepokorze

Fotografie pozostałe z archiwum Projektu

Grafika

Rozmowy, relacje

Teksty literackie

Kongres Kultury Polskiej, Warszawa 11-12 XII 1981

Dokumenty

Obiekty




Galeria » Rozmowy, relacje


Elżbieta Szczodrowska i Robert Pepliński

Wielkie budowanie
fragmenty rozmowy z Katarzyną Korczak, Gdańsk, sierpień 2006

Czupurna Ela
Jednym z pierwszych postulatów strajków w sierpniu 1980 roku było wzniesienie pomnika upamiętniającego ofiary grudnia 1970 roku. Robotnicy w stolarni w Stoczni Gdańskiej wykonali krzyż. Ustawili go na środku placu przez bramą numer 2. Ukonstytuował się Społeczny Komitet Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców. Grudzień 1970. Ideę Pomnika stworzył inż. Bogdan Pietruszka. Początkowo sugerował monument z czterema krzyżami jako dominantą. Czterema – na pamiątkę czterech robotników zamordowanych w tym miejscu 16 grudnia 1970 roku: Kazimierza Stojeckiego, Jerzego Matelskiego, Andrzeja Perzyńskiego i Stefana Mosiewicza.
W Wydziale Architektury Urzędu Miasta Gdańska toczyła się dyskusja na temat ostatecznej formy pomnika. Zwyciężyły trzy krzyże. Władze – pod wpływem nacisków towarzyszy z Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku – wskazały jako wykonawcę artystę rzeźbiarza, który miał legitymację PZPR. Jednak po burzliwych dyskusjach – z udziałem członków Gdańskiego Oddziału Związku Artystów Plastyków – Zarząd Miasta zmienił decyzję. Dzieło powierzono wybitnej gdańskiej artystce rzeźbiarce, Elżbiecie Szczodrowskiej. Mówi się o niej, że jest historią sztuki, rzeźby nie tylko gdańskiej, ale i polskiej. To ona wraz z artystą rzeźbiarzem, Robertem Pelplińskim, prywatnie – mężem – nadała dziełu dramatyczny wyraz duchowy i artystyczny.
– Ela nie chciała tego robić – wspomina Robert Pelpliński. – Przyszedł do nas z bukietem kwiatów z członkami Społecznego Komitetu Budowy Pomnika pierwszy jego przewodniczący Henryk Lenarciak, elektryk od ładowania akumulatorów, kolega z wydziału Lecha Wałęsy. Prosił, żeby Ela w przedsięwzięcie się włączyła. A ona mówiła – bo jest czupurna bardzo – "ja się zastanowię, zobaczę, co to będzie". Kwiaty odebrałem – różyczki były czerwone – wrzuciłem do wazonu. A papier leżał w pracowni. Ela mówi: "Weź, nalej na to gips". Nalałem. I tak powstała koncepcja cokołu – popękana, jałowa ziemia, z której wystrzeliły w niebo trzy krzyże. Jak myśmy się włączyli, działały już cztery zespoły projektujące Pomnik. Byli wśród realizatorów Grzegorz Boros, który zrobił projekt trzech potężnych krzyży, mających zatrzymać komunizm, ale to nie zostało zatwierdzone. (…) W wyniku wewnętrznego konkursu nasz projekt zatwierdzono do realizacji. Powstał w środowisku artystycznym taki klimat, że jak myśmy zaczęli pracować nad Pomnikiem, to ludzie się nam nie kłaniali. Bo myśmy byli czarnymi owcami. Bo odważyliśmy się przeciwko czemuś działać. Przeciwko polityce. Ale – jak to później zaistniało – zaczęły się słówka "ty słuchaj, naprawdę, nikt inny tylko wy".

W skali 1:50
W mieszkaniu – pracowni artystów przy ulicy św. Ducha w Gdańsku – jest jedna pamiątka z czasu powstawania monumentu. Gipsowy model w skali 1:50. Z jego zdjęcia wykonano w trakcie budowy Pomnika plakat.
– Modelu nikomu nie dam – mówi Robert Pelpliński. – Był wielokrotnie fotografowany, opublikowano jego wizerunek w albumach, czasopismach. Żadnych notatek, zapisków w trakcie pracy nie robiliśmy. Wszystko powstawało od ręki. Makieta tu zostanie.
Dokumenty związane z konstrukcją, z wykonywaniem Pomnika, znajdują się u inżyniera Władysława Knapa, obecnego przewodniczącego Społecznego Komitetu Budowy Poległych Stoczniowców Grudzień 1970. Organizacja istnieje i działa do dzisiaj. Tam też zgromadzona jest dokumentacja fotograficzna autorstwa stoczniowego fotografika, Zenona Miroty. Jego zdjęcia uwieczniły działania artystów w pracowni w glinie i wielkie przedsięwzięcie – wspólne dzieło artystów i robotników stoczniowych – wykonywanie odlewów i montaż Pomnika.
A więc – ze spękanej, rozrywającej się skorupy ziemi – wyrasta czterdziestodwumetrowy pomnik. Można zobaczyć to inaczej – kamień wrzucony do wody – tworzy kręgi, tam, gdzie kamień upadł – stanęły trzy krzyże z kotwicami. Krzyż – znak wiary. Kotwica i korona – nadziei. Ludzka pamięć to przejaw miłości. Płyty przywieziono z likwidowanego lotniska na Zaspie. Kształt krzyży, proporcje nadali rzeźbiarze z ulicy św. Ducha. W dolnej części krzyży – rozrzeźbione blachy. Siedem reliefów z brązu. Wyłaniają się dwadzieścia cztery postacie ludzkie naturalnej wielkości.
– Te płyty mają tematycznie wspaniałą wymowę – kontynuuje Robert Pelpliński. – Dyskutowałem o tym z panem Wiktorem Zinem, ministrem Kultury i Sztuki, który zatwierdzał projekt pod względem plastycznym. Powiedziałem dyplomatycznie, że na płaskorzeźbach ukazane będzie "życie stoczni". Odpowiedział: "Proszę uprzejmie, ja się na to zgadzam, ale żadnej wymowy politycznej". Odlaną już płytę z ludźmi trzymającymi transparent z napisem "Solidarność" przezornie ukryliśmy.
Narracja zaczyna się od rodzącego się ruchu solidarnościowego, stoi grupa ludzi, nawet z dzieckiem, która trzyma sztandar. Dalej pojawiają się ludzie dzielący się chlebem – rolnicy składają kłosy, robotnicy te kłosy całują. Sceny z życia i pracy robotników. Na jednym z reliefów historyczne daty zrywów narodowościowych, robotnicy szepcą sobie do uszu wieści. Cztery kobiety płaczą pod wierszem Czesława Miłosza Który skrzywdziłeś człowieka prostego… Bosy chłopak stoi pod czarną bramą. Pytają mnie, dlaczego on jest bez butów. Odpowiadam: "słuchajcie, jeżeli człowiek kocha swoją ziemię, to po niej chodzi boso, nawet leży goło na niej". Inni chcą wiedzieć, dlaczego ten chłopak ręce ma podniesione. Moja odpowiedź brzmi: "dlatego, że się boi następnego uderzenia". Sztandar Solidarności – transparent z wydrapanym napisem "Solidarność" w kształcie nadanym przez Jerzego Janiszewskiego – trzymają stoczniowcy i ludzie stojący przed bramą. (…)

Dzieło stoczniowców
Robert Pelpliński zawsze powtarza:
– Twórcami pomnika są ci ludzie, którzy fizycznie oraz intelektualnie, przy tym pracowali. W dzień i w nocy. Pomnik jest dziełem stoczniowców. To oni go chcieli. Sami go wybudowali. Społecznie. Wielki spontaniczny zryw. Dzięki ich determinacji spełniły się oczekiwania i nadzieje społeczeństwa. Gdyby nie było zaplecza stoczniowego, Pomnika by nie było.
– Czasu było mało, czuło się presję społeczną. Ludzie się musieli w to zaangażować – kontynuuje artysta. – Bo jeżeli człowiek jest Polakiem i myśli uczciwie, musiał być w tym momencie. Było niemożliwe, żeby ludzie, którzy są wrażliwi, nie byli w momencie powstawania takiego zrywu!
Praca trwała w dzień i w nocy. Wszystkie modele wykonywał Robert Pelpliński. Płyty były duże. Sztalugi do nakładania gliny (do płaskorzeźb) zbudowali stoczniowcy. Zaprzyjaźnione siostrzyczki zakonne, niepokalanki z Kościerzyny, ofiarnie przywoziły codziennie do pracowni dla wykonawców obiady. W trakcie realizacji pojawił się problem, gdzie to odlewać. Artyści zadecydowali, że w stoczni.
– Wziąłem do pomocy gisera z firmy "Żeliwiak", bardzo sympatycznego chłopaka, Rysia Urbana, z którym wcześniej współpracowałem. Jak przywoziliśmy rzeźby do odlewania na teren stoczni, do giserni, chłopaki mówili: "my tego nie zrobimy". Bo oni nigdy takich robót nie wykonywali. Byli przyzwyczajeni do odlewania elementów technicznych, ale rzeźb – nie. Jednak Rysiu cierpliwie pokazywał, jak to się wykonuje, oni stali obok, patrzyli. I kilku nauczyło się. Był wśród nich majster Antoni Abraham. Zaraz potem znalazło się kilkudziesięciu innych, którzy "złapali" i włączyli się do roboty…
Nigdy nie zapomnę chwil, kiedy stawiali pierwszy krzyż. Wichura straszna, śnieg, grad padał. Przyjechał człowiek z dźwigiem, żeby to stawiać, na śruby. Wszyscy mówili: "To jest niemożliwe. Nie da rady". Kiedy ustawiono pierwszy krzyż, dźwigowy, po zejściu z maszyny, zemdlał. Był cały spocony. Zdenerwowany. To było niesamowicie niebezpieczne. Wszystko tam i z powrotem chodziło. W każdej chwili mogło się przewrócić.
– Ustawiła się kolejka spawaczy kadłubowych do pracy przy krzyżach – kontynuuje Pelpliński. Z zewnątrz spawanie przebiegało sprawnie. Ale wewnątrz w krótkim czasie spawacz zaczynał się dusić. Po dziesięciu minutach wyciągaliśmy pracownika linami na powierzchnię. Nie mógł złapać tchu, wymiotował. Tak byli gazami zatruci, mimo działania pompy powietrznej. I wchodził następny na swoje dziesięć minut.

Dygocę ze strachu, że może się nie podobać
Elżbieta nie poszła na odsłonięcie Pomnika. Nie lubi tego rodzaju uroczystości. Nikomu nie dała się do uczestnictwa przekonać. Byli u nich wcześniej w tej sprawie między innymi ksiądz Henryk Jankowski, Lech Wałęsa. Każdemu mówiła to samo. "Zrobiłam, co chciałam, i niech ludzie to odbierają. Ja tam nie muszę być". (…)
– Najchętniej w tym czasie bym na drutach robiła, ale nie umiem, moja mama umiała. Jestem skromnym człowiekiem i staram się nie narzucać – mówi Elżbieta Szczodrowska. – Roberta wysłałam. On zawsze chodzi. I za siebie, i za mnie. Ja po prostu, jak coś zrobię, dygoczę ze strachu, że rzeźba może się nie podobać. Mówię do Roberta "Idź, zobacz, jak to będzie odebrane". I bardzo boję się od dziecka tłumu. Nie wiem dlaczego, przecież mnie nikt nie skrzywdził. Chodzę więc na miejsce w innym momencie. Kiedy jest już po. Pod Pomnik Poległych Stoczniowców poszłam kilka dni później. I dalej od czasu do czasu tam bywam.





Zastrzeżenie:
Wykorzystanie materiałów zamieszczonych na stronie www.artin.gda.pl wymaga zgody Muzeum Narodowego w Gdańsku Prawa autorskie do materiałów posiadają autorzy oraz Muzeum Narodowe w Gdańsku. Cytowanie materiałów wymaga podania źródła i autora użytego fragmentu.